OGŁOSZENIE

Wartość polskiego eksportu samochodów i części może zmaleć nawet o jedną trzecią, pracę w branży moto straci nad Wisłą blisko 100 tys. osób, ale wzrostu popytu spodziewają się sprzedawcy aut używanych. Jakie wyzwania czekają branżę motoryzacyjną po starciu z epidemią koronawirusa?

Choć światowa gospodarka po zamrożeniu w związku z pandemią COVID-19 powoli wychodzi na prostą, globalny rynek nie uniknie negatywnych skutków kryzysu, jaki pozostawi po sobie koronawirus. Poza nielicznymi branżami i producentami maseczek czy środków antybakteryjnych, większość sektorów musi przygotować się na straty. Jakie konsekwencje czeka rynek motoryzacyjny?

  Rok spisany na stratę
Branża motoryzacyjna i usługi z nią związane to jedne z głównych sektorów napędzających polską gospodarkę. Według szacunków odpowiadają za blisko 7 procent polskiego PKB i – co ważne – od kilku lat wartość ta systematycznie wzrasta. Według wyliczeń „Tygodnika Gospodarczego PIE”, w samym 2019 r. wartość polskiego eksportu na rynku motoryzacyjnym przebiła 30 miliardów euro. Kryzys związany z koronawirusem, który nadszedł na początku roku, gwałtownie jednak obniżył popyt na samochody, a w konsekwencji zatrzymał światową produkcję.

Jeszcze w lutym, przed wybuchem pandemii, Instytut Badań Rynku Motorowego w Polsce przekazał informację, że w dwóch pierwszych miesiącach nowego roku zarejestrowano o 13,2 procent mniej pojazdów do analogicznego okresu sprzed dwunastu miesięcy. Już ta informacja nie zapowiadała najlepszego roku, a nadejście koronawirusa tylko utwierdziło branżę w przekonaniu, że 2020 rok będzie można spisać na straty. Najnowsze prognozy wskazują, że w porównaniu do 2019 r. polski eksport samochodów i części może zmaleć nawet o 1/3!
Jak podaje „Tygodnik Gospodarczy PIE”, w związku z pandemią COVID-19 zatrudnienie w Polsce w branży moto może stracić blisko 100 tys. osób, a w kasie państwa zabraknie 10 miliardów euro. Jeśli dodamy do tego sektory współpracujące, liczby te niemal się podwoją.

  Skutki kryzysu w Polsce
Nie jest tajemnicą fakt, że polska branża moto jest silnie uzależniona od eksportu, i to nie tyle samochodów, co części i akcesoriów. Nie potrzeba więc wyliczeń analityków, by dojść do wniosku, że spadek sprzedaży przez największe koncerny samochodów w Niemczech – o całe 40 procent – musi odcisnąć piętno na rynku produkcyjnym w Polsce. Ten w teorii mógłby ratować się jeszcze sprzedażą części w kraju, gdyby nie fakt, że tu produkcja także stanęła.
Przez ponad miesiąc zamknięte były fabryki Fiata w Tychach i Bielsku-Białej, Volkswagena w Poznaniu, koncerny PSA w Gliwicach czy Toyoty w Wałbrzychu i Jelczu-Laskowicach. Już w marcu produkcja, w porównaniu do ubiegłego roku, zmalała o prawie 52%, a w kwietniu z taśm zjechało niespełna 500 samochodów. Konfrontując tę liczbę z kwietniem 2019, kiedy w Polsce wyprodukowano ich w sumie ponad 43 tysiące, łatwo o wniosek, że rynek przeżył prawdziwe załamanie.

  Jesienią „boom” na auta używane?
Choć mniejszy popyt na samochody mógłby sugerować obniżenie cen w przyszłych miesiącach, te prawdopodobnie ulegną jeszcze podwyższeniu. Dostawcy borykają się z coraz to ostrzejszymi obostrzeniami w związku z emisją spalin, przez co koszty produkcji rosną.
Według Grzegorza Szewczyka, członka zarządu nowego portalu ogłoszeń motoryzacyjnych MojaDziupla.pl, w najbliższych miesiącach może wzrosnąć popyt, ale na auta w podstawowych wersjach lub te z rynku wtórego.„Notujemy wzrost zainteresowania autami używanymi, a od połowy marca trend ten jeszcze się pogłębił. Ze względu na światowy kryzys, konsumenci stają się bardziej oszczędni, a to nie sprzyja drogim zakupom. Mówi się, że duży wpływ na sytuację na rynku może mieć deficyt pojazdów, który pojawi się w drugiej części roku w związku z kilkutygodniowym przestojem produkcyjnym. W mojej opinii ta sytuacja jest jednak mało prawdopodobna, tym bardziej że od początku roku w Polsce notowane są spadki sprzedażowe”.

Prawdziwy „boom” na auta z rynku wtórego może nastąpić późną jesienią, na kiedy prognozuje się ponowny wzrost zachorowań na COVID-19. Powracające obostrzenia i mniejsze zaufanie do komunikacji miejskiej mogą przyspieszyć decyzje konsumentów co do zakupu własnego pojazdu. W takiej sytuacji jednym z nadrzędnych kryteriów wyboru z pewnością będzie cena, a to sprzyja popytowi na samochody używane.

  Paliwo znów będzie tanie?
Choć w całej sytuacji związanej z koronawirusem trudno o pozytywy, takim dla kierowców z pewnością był spadek cen paliw, który utrzymuje się po dziś dzień. Mimo że ich wysokość nie nawiązuje już do rekordowo niskich 3,34 zł za litr, to porównując chociażby do ubiegłego roku, różnica w dalszym ciągu jest znacząca. W związku ze wzrostem ceny ropy naftowej eksperci przewidują jednak podwyżki, które mogą utrzymać się nawet do połowy sierpnia i ustabilizować na poziomie 4,50 zł za litr w przypadku benzyny 95-oktanowej.
Czy w najbliższym czasie możemy spodziewać się kolejnych spadków? O takie może być trudno, chyba że powtórzy się sytuacja z 20 kwietnia, kiedy to malejący popyt i brak przestrzeni magazynowej na tankowcach spowodował spadek cen ropy WTI poniżej zera. Jeśli jednak sprawdzą się prognozy co do ponownego wzrostu zachorowań w końcówce roku i przywróceniu obostrzeń związanych z koronawirusem, niewykluczone, że taka sytuacja może znów mieć miejsce.


REKLAMA

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę podać swoje imię