Trzeba zacząć pracować nad odsalaniem polskich rzek. Tak zgodnie mówili uczestnicy panelu ekspertów w NIK poświęconemu kryzysowi ekologicznemu na Odrze. Rady i uwagi naukowców mają uzupełnić wiedzę kontrolerów, którzy kończą badanie przyczyn ubiegłorocznej katastrofy.
Prezes Marian Banaś witając zaproszonych naukowców i przedstawicieli opolskiej delegatury NIK, która prowadzi kontrolę powiedział, że wnioski z panelu pomogą ocenić, czy działania instytucji publicznych są wystarczające wobec zagrożeń ekologicznych oraz przedstawią swoje wnioski na przyszłość.
Podsumowując wiedzę naukową na temat złotych alg eksperci jednym głosem mówili, że katastrofa była splotem wielu okoliczności takich jak zrzuty wody solankowej pochodzącej z przemysłu, wysokiej temperatury i niskiego poziomu wody.
WIDEO
Dyrektor opolskiej delegatury NIK Iwona Zyman powiedziała, że skala katastrofy ekologicznej na Odrze była ogromna i przewyższała wszystko z czym mieliśmy wcześniej do czynienia. Według oficjalnych danych na polskim odcinku rzeki wyłowiono 250 ton ryb, strona niemiecka informowała o 100 tonach.
Według części naukowców straty mogą być dwukrotnie a nawet trzykrotnie większe. Według wielu raportów i opracowań odpowiedzialną za masowe śnięcie ryb jest toksyna wytwarzana przez złote algi. To glony rozwijające się w zasolonej wodzie. Dyrektor Zyman podkreśliła, że jednocześnie z panelem kończy się kontrola związana z tym kryzysem ekologicznym. Z tego powodu nie można jeszcze ujawnić jej wszystkich wyników. – „Opieszałość to takie najdelikatniejsze słowo określające sytuacje podczas kontroli” – stwierdziła Iwona Zyman.
NIK bada reakcje organów centralnych i terenowe na tę katastrofę i jak się przygotowywały się do wystąpienia kryzysu, szczególnie że pojawiają się sygnały o podobnym zagrożeniu Wisły.
– „Z dnia na dzień nie da się uzdrowić sytuacji, nie można przecież zamykać fabryk i kopalń korzystających z rzek, nie oczyścimy wszystkich ścieków”. W rok po katastrofie na Odrze kontrolerzy NIK wspólnie z naukowcami szukają odpowiedzi na pytania co zrobiliśmy, a co powinniśmy zrobić? „Czy sprostaliśmy wyzwaniu jakie ujawniła katastrofa na Odrze?” – pytała dyrektor Zyman zapraszając do dyskusji.
– „Pojęcie złote algi nie było dobrze znane bo informacje o ich zakwicie w Europie były sporadyczne i chyba nawet Komisja Europejska nie wymieniała ich w swoim raporcie dotyczącym toksycznych glonów” – powiedział dr hab. inż. Bogdan Wziątek z Instytutu Inżynierii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, jednocześnie przewodniczący Rady Naukowej przy Polskim Związku Wędkarskim. Szczególnie, że złote algi pojawiły się w Odrze, która teoretycznie powinna być niezasolona.
PZW już w lipcu ub.r. alarmował, że na Kanale Gliwickim dzieje się coś złego, że pojawiły się śnięte ryby. Były też interwencje poselskie. Jednak te informacje, jak powiedział Bogdan Wziątek, „były lekceważone i bagatelizowane”. Do dziś trudno wyjaśnić dlaczego w Odrze pojawiły się złote algi. Pierwsze niepokojące sygnały pojawiły się już na przełomie marca i kwietnia. Zaczęły się pojawiać gatunki obce, co mogło świadczyć o wyraźnym pogorszeniu ekosystemu.
Co najmniej kilkukrotnie stwierdzono ich obecność w Kanale Gliwickim, jednak ich obecność nie powodowała widocznych strat. Spowodowały je dopiero złote algi. Jedną z przyczyn mógł być wysoki stopień zasolenia. Koordynacją badań wody zajął się Instytut Ochrony Środowiska – Państwowy Instytut Badawczy. Dr hab. Agnieszka Kolada kierownik Zakładu Ochrony Wód w Instytucie przyznała, że w sierpniu wszystkie służby szukały substancji chemicznych w wodzie. Dość długo podejrzenia o możliwym zakwicie złotych alg traktowano jako nieprawdopodobne. Jak powiedziała dr Kolada „nie znajdziemy substancji, której nie szukamy”.
Wykonano dużo testów i badań. Hipoteza o algach została sformułowana w Niemczech. Wtedy rozpoczęto badania pod kątem znalezienia fitoplanktonu. Złote algi ze względu na swoje niewielkie rozmiary nie są wyłapywane w czasie standardowego monitoringu.
Naukowcy poszukiwali danych o możliwych toksynach produkowanych przez te glony, konsultowali się ze specjalistami ośrodków badawczych za granicą. Jednak to zabierało dużo czasu. Kiedy potwierdzono obecność złotych alg rozpoczął się etap poszukiwania przyczyn. Jak powiedziała dr Kolada wszystkie gatunki migrują razem z człowiekiem. Swoje siedlisko znajdują jeśli znajdą sprzyjające warunki. Podejrzewa, że złote algi były w Odrze od dłuższego czasu aż zaszły takie okoliczności, które spowodowały ich zakwit i uwolnienie toksyn. Oczywiście chodzi o zasolenie wody, ale też zmianę warunków pokarmowych, być może niski stan wód.
Po lewej dwie komórki Prymnesium Parvum, tzw. złote algi (© Schonna R. Manning, John W. La Claire II, CC BY-SA 4.0). Po prawej martwe ryby i ślimaki wyrzucone na brzeg Odry (© Ryszard Filipowicz / Adobe Stock)
Dr hab. Andrzej Woźnica z Instytutu Biologii, Biotechnologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego 5 dni przed katastrofą uczestniczył w spływie Odrą i badaniach zasolenia wody. W czasie spływu nie zauważył żadnych anomalii. Zwrócił uwagę, że gdyby doszło do skażenia chemicznego to śmiertelność ryb byłaby wysoka w jednym punkcie a później by malała. Tu było odwrotnie – na początku śmiertelność nie była wysoka a im bliżej morza gwałtownie rosła. Dyrektor Śląskiego Centrum Wody powiedział, że algi zostały zauważone przez naukowców w niewielkich ilościach w Bałtyku, ale nigdy w rzekach. Tego typu katastrofy zdarzały się na świecie a nie w Polsce.
– „To my stworzyliśmy warunki do wykwitu alg” – wtórował prof. dr hab. inż. Robert Czerniawski, dyrektor Instytutu Biologii Uniwersytetu Szczecińskiego.
– „Przyroda nigdy sama sobie nie szkodzi tylko reaguje na czynniki, które albo jej sprzyjają albo są dla niej niekorzystne” – powiedział prof. Czerniawski. Rok temu był zaskoczony bo nigdy nie słyszał o złotych algach w Odrze.
Od 2015 r. Instytut prowadzi comiesięczne badania Odry na odcinku od Nowej Soli do Bałtyku. Zasolenie było duże ale nic wskazywało na możliwość katastrofy. Przyznał, że z tak wielkim kryzysem ekologicznym niewiele można było zrobić.
– „Taka katastrofa mogła się zdarzyć 10 lat temu, 5 lat temu, rok temu albo za dziesięć, dwadzieścia lat, bo zmieniliśmy warunki życia tego ekosystemu” –powiedział prof. Czerniawski. Zasolenie wzmaga uwalnianie się z osadów dennych związków pokarmowych. To z kolei powoduje zasobność wód bo glony, rośliny mają więcej pożywienia i same powodują dodatkowy wzrost zasolenia.
Podobnie uważa dr Alicja Pawelec-Olesińska z Fundacji WWF Polska. Szukając powodów katastrofy powiedziała, że była ona kwestią czasu, Odra jest w złym stanie, bardzo zasolona.
Wszyscy uczestnicy byli zgodni, że receptą na tego typu kryzys ekologiczny jest odsalanie bo słodka woda nie jest naturalnym środowiskiem dla złotych alg. Zwracali uwagę, że takie technologie już są. Ich wadą są ogromne koszty, jednak wraz upływem czasu powinny one maleć a technologie się upowszechniać.
Dr Alicja Pawelec–Olesińska uważa już teraz trzeba o tym myśleć choć nie da stu procent odsolonej wody. – „Ale jeżeli będziemy próbować obniżyć powoli poziom zasolenia, to za jakiś czas zobaczymy efekty”.
Są jednak efekty uboczne takiego działania, na które wskazał dr Andrzej Woźnica. – „Odrą w czasie kryzysu płynęła fala wezbraniowa, która miała 30 mln. m3. Codziennie do rzek Śląska spływa bardzo dużo rzek, które mają ogromne zasolenie. To się przekłada na konkretną wagę soli. Co my możemy zrobić z potężną ilością soli? Jedna mała rzeka w ciągu roku sprowadza do Wisły milion ton soli” – powiedział dr Woźnica.
To spowoduje, że ogromne ilości soli w stanie stałym będą skumulowane w jednym miejscu znacznie bardziej niż w rzece. – „I będziemy mieli kolejny problem. Musimy sobie zdawać sprawę z jego skali. Wszyscy mówią, że są technologie i są filtry, membrany, które pomogą w odsalaniu wody. Tak – w skali kilkudziesięciu m3 damy radę, ale nie milionów m3„ – dodał. Dr Bogdan Wziątek szansy upatruje w rozwoju nowych technologiach. – „Rozwój technologii wodorowych znacznie obniża koszty odsalania. Nikt jeszcze nie zrobił bilansu – ile w Polsce potrzebujemy soli, a sól drogowa jest importowana z innych krajów” – powiedział dr Wziątek.
Innym rozwiązaniem może być przetrzymywanie wody solankowej w specjalnych zbiornikach przy kopalniach do czasu, gdy warunki pogodowe poprawią się na tyle, by umożliwić zrzut do Odry.
Eksperci jednogłośnie stwierdzili, że „efekt kumulacji” może być bardzo groźny dla środowiska.
– „Kumulacja solanek jest problemem. „Jeśli zacznie nam brakować miejsca i wypuścimy je masowo do wody – to stworzymy dużą zmienność środowiska, która może być groźna dla ekosystemu. Raczej postawiłbym na stopniowe zrzucanie ścieków po to, żeby nie kumulować za dużo tej substancji w jednym miejscu przez dłuższy czas. Coś w stylu stworzenia harmonogramu zrzutu ścieków i dbanie, by stężenie soli było na stałym poziomie” – powiedział dr Woźnica.
Dr hab. Agnieszka Kolada przyznała, że rozproszone źródła są mniej drastyczne dla środowiska niż zgromadzenie ich w jednym punkcie i wyrzucenie na raz po jakimś czasie. To może wywołać szok dla środowiska bo gwałtowne, nienaturalne wahania warunków są najgroźniejsze.
Dr Kolada poinformowała o zakończonych eksperymentach z wykorzystaniem trzech substancji chemicznych, których celem miała być neutralizacja złotych alg. Eksperymenty były prowadzone w trzech ośrodkach naukowych – najpierw w laboratoriach, a potem na Kanale Gliwickim. Wszystkie trzy substancje dawały w miarę zadawalające efekty, ale niestety na małą skalę i na krótko.
– „Są to obiecujące metody ograniczania zakwitu złotej algi, ale tylko miejscowo. Nie mogą być stosowane w całym ekosystemie. To jest światełko w tunelu, ale to jest walka ze skutkiem, a nie przyczyną” – powiedziała dr Kolada.