Okazuje się, że pomimo prób udoskonalania systemu skuteczność ściągania kar od kierowców, którym zdjęcie zrobi fotoradar, jest w tym momencie dramatycznie niska. Inspekcja Transportu Drogowego chce to poprawić, wprowadzając spore zmiany w przepisach.
O co chodzi? Otóż od kilkunastu miesięcy rośnie liczba kierowców przyłapanych przez fotoradary, jednak nie przekłada się to na liczbę mandatów. W 2018 r. skierowano zaledwie 4087 wniosków o ukaranie do sądu, czyli pół procenta zarejestrowanych wykroczeń. Tu należy podkreślić fakt, że wnioski wysyłane są dopiero po tym, gdy nie zareagujemy na wezwanie. Wychodzi na to, że najskuteczniejszym sposobem na uniknięcie mandatu za wykroczenie zarejestrowane przez fotopułapkę jest zignorowanie pisma od ITD.
Dotychczasowe dane statystyczne nie przedstawiają się dobrze. W zeszłym roku na 1,6 mln kierowców, których wykroczenie zarejestrowały fotoradary, jedynie 45 proc. spraw zakończyło się mandatami. Biorąc pod uwagę dotychczasowe spostrzeżenia i analizy ITD wnioskuje o zmianę przepisów. Jej wprowadzenie aktualnie rozważa Ministerstwo Infrastruktury.
Inspekcja Transportu Drogowego chciałaby, aby – tak, jak w wielu innych krajach – wprowadzono znacznie szybszy, administracyjny system karania. Chodzi o to, że jeśli właściciel samochodu uwiecznionego na zdjęciu z fotoradaru nie wskazałby w ciągu 14 dni kierowcy, automatycznie zostałaby nałożona na niego kara administracyjna.
Bardzo możliwe, że wyższa od mandatu. Nic się w projekcie nie wspomina o sytuacji, kiedy właściciel pojazdu nie ma wiedzy, kto w danym momencie kierował jego pojazdem, a przecież może taka sytuacja zaistnieć.
ojjj yanosik dopiero zacznie mieć wzięcie, bedzie na wyposażeniu każdego służbowego auta coś czuję…